No i jak to zwykle w życiu bywa : proste sprawy musiały się prędzej czy później skomplikować. Bo by za łatwo było. No więc co następuje: przeprowadziłam przed chwilą (no powiedzmy godzinę temu) rozmowę z kategorii "omawianie sprawy poważnej w trybie natychmiastowym". A sprawa dotyczy mnie i R. Ale żeby było ciekawiej, rozmowa ta nie odbyła się między mną i R., a między mną a bratem R. (J.),który jest moim dobrym kumplem. Generalnie chodziło o to, że J. ma jakieś dziwne "ale" do mnie i nie podoba mu się, że jego brat lat 27 zadaje się z kobietą lat 21 (niecałe, bo skończę w grudniu). Stwierdził, że brat powinien się ustatkować, znaleźć kobietę mniej więcej w jego wieku, pracującą itp itd. Z tego co mówił wywnioskowałam, że J. boi się, że ja się zabawię jego starszym bratem i potem brutalnie go porzucę ;) Najdziwniejsze jest jednak to, że on sam chciał nas ze sobą zapoznać, a jak już nas zapoznał i coś zaiskrzyło to mu nagle zaczęło nie pasować ... dziwne. Spytałam J. czy aby on nie jest zazdrosny przypadkiem :> I tu się sprawa komplikuje jeszcze bardziej bo J. zaczął coś kręcić i ściemniać ... no ale powiedzmy, że nie jest zazdrosny (niech mu będzie) :) Tak w ogóle to ja się trochę wkurzyłam, bo w końcu z jakiej racji J. upoważnił sam siebie do pełnienia roli adwokata swojego 5 lat starszego brata i z jakiej racji sugeruje mi co będzie lepsze (w sensie jakie kroki mam teraz niby podjąć). Powiedziałam mu żeby się w to nie mieszał, że zarówno R. jak i ja jesteśmy dorośli i sami wiemy co mamy robić, a poza tym powiedziałam, że ja do niczego R. nie zmuszałam i jeśli chciał to mógł szukać sobie innej kobiety. No ale widocznie nie chciał. A resztę czas pokaże ...:)