Wróciłam :)
Wczoraj wieczorkiem przyjechaliśmy od babci, zaraz opowiem w skrócie co się tam działo :) No więc tak : we wtorek rano pojechałam sobie pociągiem do Częstochowy, podróż była niezbyt przyjemna bo po pierwsze: pociąg miał opóźnienie 30 min, a po drugie: w całym pociągu jechało może 5 osób łącznie ze mną. Później jakoś dotransportowałam się autobusem do babci (na który też się naczekałam). Cały wtorek i środa zleciał mi na sprzątaniu, lepieniu uszek, pierogów, robieniu sałatki itp. No więc tutaj nie ma o czym opowiadać ;) W środę wieczorem przyjechała mama i wszyscy wspólnie zasiedliśmy do wigilijnego stołu (wszyscy tzn. babcia, mama, ciocia, wujek i ja). W pierwszy dzień Świąt pojechaliśmy na wieś do mamy wujka i tam spędziliśmy praktycznie cały dzień. Bardzo fajnie było, obżarłam się jak świnia ale to szczegół (zresztą objadałam się od środy do niedzieli of course, dlatego teraz nie wiem co zrobić z tą oponą na brzuchu heheh). W piątek kuzyn zrobił imprezę u siebie, więc się tam pojawiliśmy całą rodzinką. Nie powiem żebym wróciła trzeźwa do domu ... zajebiście było, uśmiałam się i oczywiście najadłam różnych pyszności. Wszyscy się zaczęli wypytywać o R. no to im powiedziałam, że go zobaczą w niedzielę bo miał tam wtedy przyjechać po mnie i mamę. No ale ktoś rzucił pomysł, żeby przyjechał wcześniej (tzn. w sobotę) bo wtedy można będzie jeszcze imprezę zrobić wieczorkiem, a na drugi dzień sobie wrócimy do domu. Heheh no to bizarka dawaaaj za telefon i dzwonię do mojego skarba. Nie musiałam go długo namawiać :)) Ucieszył się niezmiernie, że zobaczymy się dzień wcześniej niż mieliśmy i w dodatku będzie mógł dłużej integrować się z moją rodzinką :) Zarezerwowałam mu pokoik w takim hotelu, który jest zaraz niedaleko bloku mojej babci i nawet niedrogo tam mają, a nie chciałam żeby za pierwszym razem spał z nami w domu no bo to tak dziwnie, poza tym nawet nie byłoby za bardzo gdzie go położyć ;) No więc w sobotę rano ja i R. już mogliśmy sobie patrzeć w oczka i się przytulać hehe :)) Zrobiliśmy sobie wypad do Cz-wy na Jasną Górę, bo on tam nigdy nie był a ja chciałam zobaczyć żywą szopkę. Śliczna była. Porobiliśmy sobie trochę fotek, obeszliśmy pół Cz-wy (ja w moich butach nienadających się do chodzenia....ale trzymałam fason ;P ) i wróciliśmy do domu. Wieczorkiem przyszli kuzyn z żoną i zrobiliśmy imprezę. Wszyscy polubili R., było bardzo wesoło :) Potem odprowadziłam R. do hotelu i wróciłam do domku. W niedzielę wszyscy leczyli kaca (no może nie wszyscy - babcia nie musiała) :))) W sumie to pół dnia spędziliśmy na wylegiwaniu się przed tv, nawet nie mieliśmy siły żeby iść na spacer. No i wieczorkiem R, ja i mama pojechaliśmy z powrotem do Kraka, choć wcale nam się nie chciało wracać. Święta były jednym słowem wspaniałe !!! :)